Po złocie juniorów młodszych drugim historycznym dla klubu wydarzeniem w tym sezonie była obrona mistrzowskiego tytułu w kategorii młodzików. Paweł Deguć, pierwszy szkoleniowiec złotej ekipy, wymieniając atuty swojego zespołu, jako jeden z kluczowych składowych wskazał rewelacyjną atmosferę, którą młode „gdańskie lwy” wypracowały podczas tegorocznych rozgrywek. – Najważniejsze, z mojego punktu widzenia, jest stworzenie atmosfery w drużynie, jedności, której nic nie jest w stanie złamać, nawet gdy przydarzy się kryzys, i to nam się udało.
Długo czekałeś na swoje pierwsze złoto w młodzikach w roli pierwszego trenera, ale w końcu się udało. Dodatkowo po raz pierwszy w historii klubu obroniliście tytuł młodzieżowych mistrzostw Polski. Jak smakuje ten upragniony sukces?
To prawda, obrona tytułu mistrzów Polski to coś pięknego. Trudno jest wejść na szczyt, ale jeszcze trudniej jest na nim pozostać. To się udało i z tego powodu jestem bardzo szczęśliwy. Na pewno ten medal smakuje wyjątkowo, tym bardziej że jest to mój mały osobisty jubileusz i dziesiąty medal na poziomie młodzieżowych mistrzostw Polski. Cztery lata temu z rocznikiem 2005 byliśmy bardzo blisko złota. W finale z Jastrzębskim Węglem w tie-breaku prowadziliśmy już 13-9, ale wtedy świetnie w końcówce zagrał Maks Granieczny; bronił i asekurował niesamowite piłki i JSW odwróciło losy spotkania. Dwa lata później w finałach z rocznikiem 2007 już w pierwszym meczu nasz rozgrywający i kluczowy gracz Filip Falkowski połamał dwa palce, przez co nasz potencjał został mocno ograniczony, ale jak to mówią: do trzech razy sztuka i tym razem się udało.
Przed sezonem do zespołu dołączyli nowi zawodnicy. Dużo czasu potrzebowaliście na zgranie zespołu? Jak wyglądały przygotowania do rozgrywek?
Jak zwykle sezon rozpoczynamy zgrupowaniem sportowym pod koniec wakacji. W tym roku byliśmy w Szczecinku, gdzie mieliśmy 10 dni, aby dobrze się poznać, zadbać o relacje, zintegrować się i rozpocząć pracę w hali. Następnie we wrześniu byliśmy na turnieju Wawelskiego Smoka w Krakowie, który wygraliśmy, ale tam jeszcze nasza gra była daleka od moich oczekiwań. Od października zaczęliśmy grę w lidze wojewódzkiej młodzików oraz juniorów młodszych i te rozgrywki dały nam najwięcej. Podnosiliśmy swój poziom, grając co tydzień ze starszymi chłopcami. Nasza gra nabierała pomału kształtu zbliżonego do tego, który chcieliśmy prezentować na kolejnych szczeblach rozgrywek w swojej kategorii wiekowej.
Już od pierwszego spotkania ligowego było widać, że macie bardzo mocny zespół. Co prawda w finale wojewódzkim dość niespodziewanie straciliście seta, lecz kolejne mecze zamykaliście już zdecydowanie w dwóch partiach. Jak się pracuje z drużyną, która czuje się tak mocna?
Wbrew pozorom praca była trudna. Nasza drużyna młodzików była w tym roku rozrzucona po kilku szkołach, z uwagi na reformę oświaty i fakt, że większość chłopców z rocznika 2009 poszła szybciej do szkoły i była już w 4 LO. Adam Potempa z Kubą Przybyłkowiczem są uczniami SMSu Spała, więc przyjeżdżali na treningi tuż przed samymi turniejami centralnymi, mieliśmy bardzo mało czasu na zgranie. Chłopcy z rocznika 2010 są uczniami ZSP nr 6, a jeden zawodnik chodzi do szkoły prywatnej i łączy naukę z dojazdami na treningi. Przez to musieliśmy ułożyć zajęcia tak, aby móc się spotykać chociaż trzy razy w tygodniu i poświęcić jeszcze więcej wysiłku na dojazdy przez całe miasto. Wobec tego wspólne treningi musiały być na pełnych obrotach, musieliśmy być mocno skoncentrowani na pracy i wykorzystać każdą chwilę spędzoną razem w hali.
Jeśli chodzi o samą pracę, to była ona oczywiście przyjemna, bo miło jest pracować z tak dobrymi i skoncentrowanymi na celu chłopcami, jednak musieliśmy uważać, aby nie stracić czujności. W tym wieku zdarza się to bardzo często, czego przykładem jest stracony set w finale wojewódzkim z Lęborkiem. Co prawda byliśmy już wtedy pewni mistrzostwa i graliśmy drugą szóstką, ale ten stracony set dał nam wiele do myślenia. Usiedliśmy całą drużyną w szatni, porozmawialiśmy dłużej, powiedzieliśmy sobie, że wkroczyliśmy już w fazę decydującą, że każdy set i mecz jest na wagę złota i z takim też nastawieniem graliśmy już do końca sezonu. Wyszło fantastycznie, bo na poziomie centralnym wygraliśmy wszystkie 14 meczów i 28 setów.
Zagrywka i blok to były elementy, którymi najczęściej dawaliście się we znaki waszym przeciwnikom. Czy to nad nimi najwięcej pracowaliście na treningach?
Trudno powiedzieć, to są młodzi chłopcy, potrzebują pracy nad każdym elementem siatkarskiego rzemiosła i staramy się ich rozwijać kompleksowo. Oczywiście zagrywka i blok były naszymi największymi atutami, opanowaliśmy również bardzo dobrze grę trójblokiem, co na poziomie młodzików jest bardzo rzadkim zjawiskiem, dzięki temu przy odrzucającym serwisie, murowaliśmy siatkę i byliśmy praktycznie nie do przejścia.
Wszystkie turnieje w etapie centralnym rozegraliście u siebie, dopiero na turniej finałowy pojechaliście poza Gdańsk. Jak przebiegł pierwszy trening w Kielcach, na obcym boisku? Czy chłopcy szybko zaadoptowali się do nowych warunków?
Jak na tak młody wiek jesteśmy już bardzo doświadczoną drużyną. Zdobywaliśmy medale mistrzostw Polski na poziomie minisiatkówki, siatkówki plażowej czy olimpiady młodzieży z kadrami wojewódzkimi. Graliśmy już na wielu obiektach, dlatego nie martwiliśmy się zbytnio o to, gdzie gramy. Wiedzieliśmy, że mamy cel, znamy swoją wartość, codziennie rano wstajemy po to, aby ciężko pracować i wygrywać niezależnie od tego, gdzie przyjdzie nam grać. Oczywiście gra w Gdańsku przy swojej publiczności jest wspaniała i najlepsza, ale na finałach nasi kibice też tłumnie się zjawili i stworzyli atmosferę, dzięki której czuliśmy się jak u siebie w domu.
Broniliście mistrzowskiego tytułu. Już po turniejach półfinałowych wszyscy wieszali Wam na szyjach złote medale. Jak w takim wypadku zadbać o to, by młodzi zawodnicy utrzymali koncentrację od pierwszej do ostatniej piłki?
Najważniejsze, z mojego punktu widzenia, jest stworzenie atmosfery w drużynie, jedności, której nic nie jest w stanie złamać, nawet gdy przydarzy się kryzys, i to nam się udało. Oczywiście każdy miał nas za faworytów ze względu na obronę tytułu oraz wcześniejsze wyniki zarówno w tym sezonie jak i we wcześniejszych etapach minisiatkówki. Już przed pierwszym meczem spiker i wszyscy dookoła zaczynali „pompować balonik” i tu rola nasza – trenerów, aby zarządzić sytuacją tak, żeby ekipa twardo stąpała po ziemi. Ja z drużyną jestem szczery; powiedziałem chłopcom po pierwszym spotkaniu w szatni, że musimy być czujni, nie możemy dać się zwariować, po prostu musimy być sobą.
Na każdym etapach rozgrywek bez wahania wpuszczałeś na boisko rezerwowych, którzy utrzymywali poziom gry narzucony przez graczy podstawowych. Czy szeroka kadra to wasz największy atut?
Zdecydowanie tak. Miałem pełne zaufanie do każdego chłopca w tej drużynie. Przez cały sezon świadomie ogrywałem wszystkich zawodników mniej więcej po równo, aby każdy był gotowy do gry w najważniejszej części sezonu. Takie podejście sprawiło, że przez wszystkie etapy przeszliśmy praktycznie bez większych urazów, co dla mnie, jako trenera młodzieżowego, jest najważniejsze. Głęboko wierzę w to, że ci chłopcy będą grać w siatkówkę jeszcze 20 lat i zadbanie o ich zdrowie jest moim priorytetem.
Czy podczas całego sezonu był moment, w którym zwątpiłeś w to, że sięgniecie po złoto?
Nigdy nie było takiego momentu. Od najmłodszych lat, wychowując młodych chłopaków na zawodników, staramy się także ukształtować ich mentalność tak, by zawsze w siebie wierzyli, żeby nigdy nie drżała im ręka przy ważnej piłce, budujemy w nich mentalność zwycięzców. Z doświadczenia wiemy, że tylko takie podejście może przełożyć się na wychowanie przyszłych mistrzów, świetnych ligowców i reprezentantów Polski.
Hala już zdobyta. Teraz planujecie podbić plażę?
Teraz planujemy odpocząć, wszyscy musimy zadbać o zdrowie i pobyć trochę z bliskimi. Sukcesy są piękne i przyjemne, ale kosztują bardzo dużo wysiłku i poświęcenia. Oczywiście zamierzamy się ruszać na piasku, aby uzupełnić swój warsztat techniczny poprzez grę na plaży, ale w tym sezonie nie będziemy tego robić wyczynowo.