W zakończonym niedawno sezonie juniorzy młodsi Trefla Gdańsk po raz pierwszy w historii klubu stanęli na najwyższym stopniu podium mistrzostw Polski w tej kategorii wiekowej. Awansowali do najlepszej ósemki, wygrywając każdy z wcześniejszych turniejów etapu centralnego. Pierwszej porażki doznali dopiero na otwarcie finałowych zmagań w Kętrzynie, lecz to nie przeszkodziło im kilka dni później sięgnąć po złote medale.
– Gratuluję chłopcom osiągnięcia tego olbrzymiego sukcesu, jestem nich bardzo dumny i z tego, że mogłem uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu w mojej ulubionej kategorii, z którą mam największe doświadczenie – podkreśla Mariusz Łobacz, pierwszy trener złotych „gdańskich lwów”.
Sezon zwieńczyliście upragnionym medalem, w dodatku tym najcenniejszym. Jak się czujecie jako zdobywcy historycznego dla klubu mistrzostwa Polski juniorów młodszych?
Trefl Gdańsk S.A jest moim miejscem pracy już 18 lat tj. od początku zgłoszenia grup młodzieżowych do rozgrywek wojewódzkich Pomorskiego Wojewódzkiego Związku Piłki Siatkowej. Zespołami, które na początku prowadziłem w klubie, byli juniorzy i właśnie juniorzy młodsi. Nie sądziłem wówczas, że aż tyle czasu trzeba będzie czekać na złoty medal w tej grupie wiekowej, a w moim przypadku – dopiero po osiągnięciu pełnoletności w roli szkoleniowca młodzieżowych zespołów Trefla. W tej kategorii wielokrotnie występowaliśmy w finałach mistrzostw Polski, dwukrotnie graliśmy w ścisłym finale, zdobywając srebrne medale i dopiero za trzecim podejściem stanęliśmy na najwyższym stopniu podium. Gratuluję chłopcom osiągnięcia tego olbrzymiego sukcesu, jestem nich bardzo dumny i z tego, że mogłem uczestniczyć w tym historycznym wydarzeniu w mojej ulubionej kategorii, z którą mam największe doświadczenie.
Jak wyglądał tegoroczny okres przygotowawczy? Różnił się czymś od poprzednich?
Sezon 2023/2024 zaczęliśmy standardowo od zgrupowania szkoleniowego w Elblągu w drugiej połowie sierpnia. Następnie w przygotowaniach do sezonu dominowało ogrywanie zespołu w turniejach towarzyskich. Graliśmy w I Memoriale Waldemara Bartelika w Gdańsku, w VIII Turnieju Wawelskiego Smoka w Krakowie, braliśmy udział w Międzynarodowym Turnieju Korab Cup 2023 w Pucku oraz w Pucharze Akademii Pawła Zagumnego w miejscowości Bojano. Na koniec uczestniczyliśmy w XXV Międzynarodowym Maratonie Piłki Siatkowej Młodzieży w Łebie. Po tych dość intensywnych przygotowaniach, przystąpiliśmy do rozgrywek ligowych, grając regularnie w wojewódzkiej lidze juniorów młodszych i w III lidze seniorów. Pod koniec roku przystąpiliśmy również do zorganizowanych przez Stowarzyszenie Trefl Pomorze we współpracy z klubem Trefl Gdańsk S.A. pilotażowych rozgrywek dla zespołów amatorskich pod egidą Trójmiejskiej Ligii Siatkówki. Już na pierwszy rzut oka widać, że ta pierwsza połowa sezonu obfitowała w dużą ilość rozgrywanych meczów, dzięki czemu wszyscy zawodnicy mogli być w równym zakresie ogrywani i nie wynik na tym etapie przygotowań był naszym celem, lecz podnoszenie umiejętności w grze wszystkich zawodników kategorii kadet roczników 2007 i 2008.
Który element siatkarski wymagał najwięcej przedsezonowej pracy?
Wobec tak dużej ilości rozgrywanych meczów zajęcia sportowe w IV Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Mistrzostwa Sportowego, w którym uczą się młodzi siatkarze, były poświęcone przygotowaniu motorycznemu, a w treningach techniczno-taktycznych główny nacisk kładliśmy na indywidualne wyszkolenie techniczne w poszczególnych elementach gry. Podzieliliśmy się z trenerem Wojciechem Grzybem zadaniami do realizacji w grupach. Ja bardziej skupiałem się w treningach na przyjęciu zagrywki i rozegraniu piłki, a trener Grzyb na osobnej siatce ćwiczył dogranie, atak, blok. Bezpośrednio przed meczami doskonaliliśmy już w pełnym składzie organizację gry z naciskiem na współpracę blok-obrona.
Droga do sukcesu była w tym sezonie wydłużona o 1/8 mistrzostw Polski. Patrząc z perspektywy czasu, czy dodatkowy turniej w tej kategorii wiekowej jest potrzebny?
Druga część sezonu to starty systemem turniejowym z udziałem czterech zespołów rozgrywanych średnio co dwa lub trzy tygodnie – począwszy od finału wojewódzkiego, poprzez rozgrywki centralne, czyli 1/8 MP, 1/4 MP, 1/2 MP, aż do samego finału mistrzostw Polski, w którym uczestniczy już osiem drużyn. Taki cykliczny układ rozgrywek szczebla centralnego należy rozpatrywać pod różnym względem. Jeżeli mamy na myśli cele szkoleniowe i budowanie formy sportowej, to z mojego punktu widzenia, jest to korzystny system. Obciążenie trzema meczami w turnieju, wystarczająco długa przerwa pomiędzy startami sprzyjają lepszej regeneracji organizmu. Regularna gra na turniejach sprawia, że nie ma potrzeby rozgrywania dodatkowych meczów kontrolnych lub turniejów towarzyskich. Jest też czas na spokojne przygotowanie zespołu pod względem techniczno-taktycznym oraz dodatkowo można częściej korzystać z obecności zawodników uczących się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Spale, którzy są obowiązkowo zwalniani na kilka dni przed turniejami rozgrywek centralnych. Jedynym minusem rozgrywania większej ilości turniejów są względy finansowe. Niekorzystne losowania przed kolejnymi etapami i rozgrywanie turniejów na wyjazdach mogą być dużym obciążeniem finansowym i problemem dla klubów młodzieżowych.
Zdarzało się, że po pierwszych wysoko wygranych setach w drugich/ trzecich partiach następowały przestoje i przez drugą połowę seta musieliście odrabiać straty. Z czego wynikały te słabsze momenty?
Takie sytuacje obserwujemy również w rozgrywkach seniorskich, np. w PlusLidze czy meczach reprezentacji Polski. W każdym momencie spotkania losy meczu mogą się odwrócić. Młodym siatkarzom bardzo trudno jest utrzymać koncentrację na wysokim poziomie przez cały rozgrywany mecz, stąd te tzw. ”falowania”. W takich fragmentach gry starałem się zachowywać spokój, bo wychodzę z założenia, że jak trener jest spokojny, to i zespół gra spokojnie. Cały czas w trudnych momentach wspierałem moją drużynę i nie wykonywałem żadnych nerwowych ruchów. Mam na myśli np. częste zmiany zawodników po kilku błędach. Wierzyłem w to, że chłopcy są w stanie wrócić do swojej gry na wysokim poziomie. Poza pierwszym spotkaniem w turnieju finałowym, po którym szybko wyciągnęliśmy wnioski, już w następnych potrafiliśmy opanować trudne sytuacje, niespodziewane przestoje w grze i w ten sposób skutecznie reagować do końca turnieju.
Do najlepszej ósemki w Polsce awansowaliście z czystym kontem, wygrywając wcześniejsze turnieje. Pierwsza porażka pojawiła się dopiero w turnieju finałowym. Czy jastrzębianie czymś was wtedy zaskoczyli?
Nie ukrywam, że w opinii ekspertów byliśmy jednym z głównych faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski. Wskazywały na to również uzyskiwane wcześniej wyniki oraz fakt, że w naszej ekipie grają doświadczeni gracze, mający za sobą występy w zespołach drugoligowych i w reprezentacji Polski U-17. Każdy przeciwnik, z którym graliśmy, od początku wychodził na spotkanie z Treflem maksymalnie skoncentrowany. W inauguracyjnym pojedynku tych finałów po prostu zjadła nas trema. Pierwsze mecze na takich imprezach są bardzo trudne ze względu na wysoką stawkę. U nas ten stres był związany również z tym, że po raz pierwszy w sezonie wystąpiliśmy w meczu na wyjeździe. Do tej pory, dzięki szczęśliwym losowaniom, byliśmy gospodarzami wszystkich turniejów etapu centralnego, więc graliśmy tylko w Gdańsku przed naszą publicznością. I nawet pierwszy wygrany set z Akademią Talentów Jastrzębski Węgiel nie wprowadził w szeregi zespołu tej pewności siebie, która poskutkowałaby lepszą grą. W statystykach skuteczność mieliśmy bardzo zbliżoną do przeciwnika, a w przyjęciu zagrywki i bloku wypadliśmy nawet trochę lepiej. Dużo gorzej natomiast spisaliśmy się w obronie, a w przegranych setach, szczególne w tie-breaku, brakowało nam kończącego ataku.
Na szczęście kolejne mecze grupowe oraz półfinał poszły już po waszej myśli. W wielkim finale stanęliście przed szansą wywalczenia złota, ale również mieliście okazję zrewanżować się drużynie z Jastrzębia-Zdroju. Co sprawiło, że tym razem to wy odnieśliście to najważniejsze zwycięstwo?
Paradoksalnie przegrana w pierwszym meczu tylko nas wzmocniła. Doznaliśmy pierwszej porażki w sezonie, ale przecież dalej żyjemy. Wraz z trenerem Grzybem uświadamialiśmy chłopcom, że ta przegrana nie eliminuje nas z gry, że cały czas mamy szansę na finałową czwórkę i możliwość walki o medale. Naszym głównym problemem w tym pierwszym meczu było to, że bardziej skupialiśmy się na sobie, na własnych błędach, a nie na przeciwniku. W siatkówce błędy to rzecz normalna i nie powinno się do nich wracać, tylko patrzeć w przód i koncentrować się na następnej skutecznej akcji. Do drugiego grupowego meczu z KSem Metrem Family Warszawa podeszliśmy już bardzo skupieni i to poskutkowało pewnym zwycięstwem. Trzeciego dnia turnieju mecz z Eneą Energetykiem Poznań bezpośrednio decydował o tym, który zespół przechodzi do finałowej rundy. Był to ostatni mecz grupowy, ale po wcześniejszej niespodziewanej przegranej Jastrzębia okazało się, że każde zwycięstwo daje nam pierwsze miejsce w grupie. Myślę, że to ten wygrany mecz był takim przełomowym momentem, który realnie przybliżał nas do spełnienia wspólnych marzeń. Potem bardzo dobrze zagraliśmy w półfinale z walczącym do ostatniej piłki UMKSem MOSem Wolą Warszawa i już wtedy widać było, że nasi chłopcy nie mogą doczekać się wielkiego finału, stanowią zgrany kolektyw, że w drużynie panuje wspaniała atmosfera. Po awansie do ścisłego finału drużyny Akademii Talentów z drugiego półfinału chęć rewanżu dodatkowo zmotywowała nasze młode „gdańskie lwy”, dała wiarę w zwycięstwo i osiągnięcie historycznego sukcesu.
„Armia Mariusza – tej armii nie da się ruszać” – tak śpiewali chłopcy tuż po wzniesieniu zwycięskiego pucharu. Wie Pan, kto wymyślił tę przyśpiewkę? Czy wtedy usłyszał Pan ją po raz pierwszy?
Po wygranej w wielkim finale u chłopców pojawił się znakomity nastrój, zaczęli w różny sposób skandować wywalczony tytuł mistrza Polski i w oczekiwaniu na zakończenie turnieju, spontanicznie wymyślili słowa tej pieśni o walecznej „Armii Mariusza”. Był to bardzo miły moment, nie spodziewałem się tego. Ta chwila oraz ceremonia wręczenia złotych medali na pewno utkwi mi w pamięci na wieki. Zresztą takich mistrzostw nie da się szybko zapomnieć.
Drużyna składa się z solidnych zawodników, uczniów Spały, reprezentantów Polski – czy to oznacza, że w przyszłości Pana „Armia” powtórzy mistrzostwo w kategorii juniorów?
Na razie nie myślę o następnych sezonach, celebruję ostatni sukces. Mojej „Armii” na pewno życzę dużo zdrowia i dalszego wspaniałego rozwoju, zarówno w klubie jak i w SMSie Spała oraz sukcesów z reprezentacją Polski na najbliższych mistrzostwach Europy U-18.
Gdyby miał Pan wskazać największy atut swojej drużyny, to co by to było? Czy drużyna czymś Pana zaskoczyła podczas całego sezonu?
Od początku sezonu byliśmy stawiani w roli faworyta do medali. Zawodnicy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i pomimo tej presji bardzo dobrze wywiązali się z zadania. Rozmawialiśmy na ten temat bardzo często, chłopcy wierzyli w swoje możliwości i umiejętności. Mieli swoje marzenia i byli głodni sukcesu. Większość z podstawowych zawodników rocznika 2007 we wcześniejszych rozgrywkach młodzieżowych była blisko zdobycia medalu w młodzikach, jednak pechowe kontuzje trochę pokrzyżowały te plany. Głównym atutem zespołu była dla mnie olbrzymia pracowitość chłopców na treningach, ale o końcowym sukcesie zadecydowała wspaniała atmosfera, szczególnie widoczna w trudnych sytuacjach, od początku mistrzostw.