Oskar Janiszewski: To, co nas wyróżniało, to właśnie zespołowość (…). Bez tej jedności nie byłoby takich wyników

Trener Oskar Janiszewski oraz siatkarze wyróżnieni podczas turnieju finałowego mistrzostw Polski młodzików – kapitan Oliwier Zenio (najlepszy rozgrywający), Łukasz Malek (najlepszy przyjmujący), Rafał Pączek (MVP zawodów) – podsumowali fantastyczny sezon w wykonaniu żółto-czarnych młodzików. Trzecie z rzędu, a czwarte w ogóle, złoto MPM było ogromnym osiągnięciem dopisanym do pokaźnej listy sukcesów gdańskich grup młodzieżowych, która sezon 2024/2025 zakończyła z kompletem medali (juniorzy – brąz, juniorzy młodsi – srebro, młodzicy – złoto).

Oskar Janiszewski: Tak naprawdę wciąż do mnie nie dotarło, że po raz drugi obroniliśmy mistrzowski tytuł. Nie było dłuższej chwili, żeby się zatrzymać i nacieszyć – od razu wróciliśmy do codziennej pracy, bo przed nami kolejne wyzwania, tym razem z młodszymi zespołami. Treningi, planowanie, organizacja – wszystko wróciło na pełnych obrotach. Dopiero z perspektywy czasu zaczynam doceniać, jak wyjątkowy był to moment.
Okres przygotowawczy był naprawdę intensywny. Pracowaliśmy nie tylko w tygodniu, ale też poświęcaliśmy wolne dni, soboty, a nawet święta – zespół włożył ogrom pracy i zaangażowania. W końcowej fazie przygotowań szczególny nacisk kładliśmy na zagrywkę, przyjęcie oraz atak z wysokiej piłki, bo wiedzieliśmy, że te elementy mogą zadecydować o końcowym wyniku.
Nie chciałbym wyróżniać jednej osoby na przestrzeni całego sezonu, bo na ten sukces zapracował cały zespół. To, co nas wyróżniało, to właśnie zespołowość – każdy dołożył coś od siebie, wspieraliśmy się nawzajem i graliśmy jako całość. Bez tej jedności nie byłoby takich wyników.
Tak naprawdę największym wyzwaniem była codzienność – rutyna, niepewność, czy wszyscy będą zdrowi, w formie, czy wszystko zadziała tak, jak sobie zaplanowaliśmy. W połowie sezonu kontuzji doznał też nasz środkowy, Adam Dagil – złamał palec i wypadł na dłuższy czas. Na szczęście zdążył wrócić na finał wojewódzki i był ważną częścią zespołu. Kolejnym trudnym momentem była dla nas kontuzja Rafała Pączka na początku turnieju finałowego mistrzostw Polski, ale mieliśmy w sobie spokój i wiarę, że poradzimy sobie z tą sytuacją.
Z kolei tych wyjątkowych momentów było naprawdę wiele – i niekoniecznie tylko tych boiskowych. Dużo wartościowych chwil wydarzyło się poza samą grą: wspólne wyjazdy, obozy, turnieje, rozmowy i codzienne przebywanie w swoim towarzystwie. Spędziliśmy ze sobą dużo czasu i to właśnie te relacje, atmosfera w zespole i wspólne przeżycia zostaną w mojej pamięci na dłużej. Po zakończeniu mistrzostw niestety nie mieliśmy wiele czasu na świętowanie, jedynie symbolicznie – w drodze powrotnej. Tak jak my, trenerzy, tak i chłopcy od razu wrócili do codziennych obowiązków: przygotowań do egzaminów ósmoklasisty, powołań do kadr wojewódzkich i narodowych, ale też zapewne każdy z nas próbował złapać choć chwilę oddechu przed kolejnymi wyzwaniami. Może jeszcze będzie okazja, żeby na spokojnie uczcić to złoto – na pewno na to zasłużyli.
Każdy wolny dzień staram się wykorzystać na odpoczynek i spędzanie czasu z rodziną – tego zawsze brakuje w sezonie. A potem pełna koncentracja na zgrupowaniach i jak najlepsze przygotowanie do mistrzostw Europy U16, które na przełomie lipca i sierpnia odbędą się w Armenii. Pracy przed nami bardzo dużo.

Oliwier Zenio: To niesamowite uczucie – trzecie mistrzostwo Polski i znów zdobyte w Kielcach, które najwyraźniej przynoszą nam szczęście. Każdy tytuł smakuje wyjątkowo, ale ten był dla mnie najcenniejszy. Może dlatego, że pokazaliśmy, że potrafimy nie tylko sięgnąć po złoto, ale też je obronić. To wcale nie jest łatwe, zwłaszcza przy tak wyrównanym poziomie. Ten sezon był naprawdę wymagający. Dużo grania, dużo presji, trudne momenty, gdy nie wszystko układało się po naszej myśli. Były mecze, w których musieliśmy odrabiać straty, szukać rozwiązań. Ale właśnie wtedy najbardziej było widać naszą siłę jako drużyny.
W tym roku skupialiśmy się przede wszystkim na organizacji gry i konsekwencji. Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy walczyć o złoto, musimy grać równo i nie wypadać z rytmu – nawet gdy coś nie idzie.
Po finale oczywiście była radość, świętowanie, bo na takie chwile się przecież pracuje przez cały rok. Ale długo nie można było odpoczywać, bo teraz przyszedł czas na reprezentację. Zaczął się nowy etap i nowe cele.

Łukasz Malek: Zdobyć mistrzostwo Polski po raz trzeci to naprawdę wyjątkowe uczucie. Za każdym razem emocje są ogromne, ale za każdym razem też inne. Ten sezon był szczególny, bo znów wróciliśmy do Kielc i znów to właśnie tam mogliśmy cieszyć się ze złota. To miasto chyba naprawdę przynosi nam szczęście. Każdy medal ma swoją historię i swój ciężar. Nie potrafiłbym chyba wskazać jednego, który znaczy najwięcej, ale na pewno ten pierwszy – wiadomo – zostaje w pamięci szczególnie. Udowodnić jednak, że to nie był przypadek i sięgnąć po tytuł ponownie, to zupełnie inna sprawa. A zdobycie trzeciego złota z rzędu to już coś, co naprawdę smakuje wyjątkowo. Trudno porównać te trzy mistrzostwa, bo każde było inne. W tym sezonie droga do złota była chyba najbardziej wyboista. Mieliśmy swoje wzloty i upadki, momenty zwątpienia i sytuacje, które wymagały ogromnej mobilizacji całego zespołu. Było wiele rzeczy, nad którymi musieliśmy szczególnie popracować – zarówno technicznie, jak i mentalnie. Kluczowe było to, że potrafiliśmy się zjednoczyć jako drużyna wtedy, kiedy naprawdę było trzeba. Były momenty trudne – kontuzje, napięty terminarz, czasem gorsze mecze. Ale takie sezony też budują. Dla mnie szczególnym momentem był jeden z meczów półfinałowych – nie chcę wskazywać konkretnego, bo każdy z nich miał swoją wagę, ale był taki wieczór, kiedy naprawdę poczuliśmy, że możemy wszystko.
Po zdobyciu mistrzostwa oczywiście nie obyło się bez świętowania – choć wiadomo, nie za długo. Emocje, radość, ulga… wszystkim tym chcieliśmy się podzielić między sobą i z kibicami. Ale sezon się nie kończy – teraz przed nami obowiązki reprezentacyjne. Plan na najbliższe tygodnie to szybkie przełączenie się w tryb kadrowy i walka o kolejne cele.

Rafał Pączek: To było wspaniałe uczucie trzeci raz sięgnąć po mistrzostwo Polski z Treflem. Cieszę się ogromnie, że znów mogliśmy to zrobić, i to ponownie w Kielcach, które chyba naprawdę są dla nas szczęśliwe. Każde złoto smakuje inaczej, ale za każdym razem emocje są ogromne – od ulgi, przez dumę, aż po czystą radość. Ciężko wskazać ten jeden najcenniejszy medal, bo każdy miał swoją historię, swoje trudności i wyjątkowe momenty. Może ten pierwszy, bo to był przełom, który otworzył nam drogę do dalszych medali? Ale z kolei tegoroczny tytuł ma też swoją wagę, bo obronić mistrzostwo po raz drugi to zupełnie inna presja i odpowiedzialność. Myślę, że właśnie ten sezon był najtrudniejszy. Rywale byli dobrze przygotowani, mistrzostwa były bardzo wyrównane, a my mieliśmy momenty, kiedy trzeba było wyciągać maksimum z siebie – fizycznie i mentalnie. Pracowaliśmy dużo nad stabilnością gry, nad utrzymywaniem koncentracji niezależnie od wyniku, i myślę, że to przyniosło efekt w kluczowych meczach. Dla mnie osobiście jednym z trudniejszych momentów była seria spotkań, kiedy skręciłem kostkę i trzeba było grać mimo bólu. Ale właśnie w takich chwilach najbardziej docenia się drużynę – wsparcie, jakie sobie dajemy nawzajem, naprawdę buduje. Z całego sezonu zapamiętam na pewno finał – nie tylko przez wynik, ale przez atmosferę, emocje, wsparcie kibiców i świadomość, że jesteśmy częścią czegoś wielkiego. To zostaje z człowiekiem na długo. Po finale oczywiście był czas na świętowanie – krótki, ale intensywny. Chcieliśmy nacieszyć się tym razem razem z kibicami, rodzinami, trenerami – wszyscy włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Teraz czas na zmianę koszulki na reprezentacyjną. Sezon klubowy się skończył i praktycznie z marszu zaczęliśmy przygotowania do mistrzostw Europy. Plan jest napięty, ale jestem gotowy i zmotywowany, żeby dać z siebie wszystko także w biało-czerwonych barwach. Dziękuję trenerom, zawodnikom, rodzinie że od 4. klasy motywowali mnie i wspierali w drodze do sukcesu. Dziękuję!

Fot. pzps.pl